Rozwijamy samowystarczalne gospodarstwo tuż pod szczytem Magurki Wilkowickiej w Beskidzie Małym. Uprawiamy warzywa i owoce oraz hodujemy kury, owce i pszczoły. Być może niedługo dołączy do nas ekipa do zadań specjalnych - kaczki i gęsi.
Nie stawiamy sobie za cel 100% niezależności żywnościowej. Z przeprowadzonego prawie dziesięć lat temu eksperymentu Przez rok nie kupię jedzenia zrozumieliśmy, że jest to praktycznie niemożliwe i niezbyt sensowne. Naszym celem jest, by zarówno nam, jak i inny mieszkańcom, żyło się dobrze w tym gospodarstwie. By mieszkanie tutaj oraz praca sprawiały nam przyjemność. Samowystarczalność uważamy ze efekt uboczny i nie naciskamy na niepotrzebne przyspieszanie w tym kierunku. Założone kilka lat temu sad i warzywnik wieloletni oraz jagodnik zaczynają przynosić efekty. W magicznym roku 2020 poświęciliśmy sporo czasu na budowę pastwiska leśnego, nowego sadu oraz warzywnika opartego o rośliny wieloletnie. Te przygotowania dadzą efekty za 5-10-50 lat.
Nasze gospodarstwo prowadzimy metodami naturalnymi. Nie stosujemy żadnych chemicznych środków ochrony roślin, nawozimy uprawy obornikiem z własnej hodowli. Na ile to możliwe okrywamy ziemię naturalnym mulczem oraz jej nie orzemy. Współpracujemy z przyrodą, a nie jesteśmy jej panami. Poszczególne elementy gospodarstwa układamy w jeden zgrany i wygodny w obsłudze organizm.
Nie mamy i nie planujemy póki co zakupu ciężkich maszyn rolniczych. Zdecydowaną większość prac wykonujemy ręcznie, za pomocą prostych narzędzi. Czasami korzystamy z pomocy sąsiadów, którzy mają profesjonalny sprzęt rolniczy. Inwestycję w tego typu urządzenia widzimy jako kolejny stopień uzależnienia i używamy ciężkiego sprzętu by rozpocząć pewne procesy, które w kolejnych latach będą już przebiegały siłami natury.
Mieszkamy w niełatwych warunkach dla gospodarowania. Na wysokości ok. 850 m. n.p.m jest u nas chłodniej o około 5 stopni niż "w dolinach". Ziemię mamy ubogą, przeważnie spadzistą, wypłukaną z wartości odżywczych, w wielu miejscach niedostępną dla maszyn. Sezon wegetacji jest krótki, zimy bywają srogie, dojazd jest trudny, a że gospodarstwo jest prawie na szczycie góry, to wody jest niewiele. Do tego dzika zwierzyna chętnie korzysta z naszych upraw. Te cechy naszego miejsca są sprzymierzeńcami i uczą nas efektywnego i przemyślanego gospodarowania energią i zasobami. Jeśli wypracowane metody sprawdzają się u nas, to w większości innych miejsc w Polsce będzie tylko łatwiej.
Są też wielkie plusy naszego miejsca. Mieszkamy jakieś dwieście metrów powyżej granicy smogu i często widzimy kolorową chmurę, w której duszą się nasi znajomi. Śnieg jest tutaj zawsze czysty i pijemy wodę z magicznego źródełka. Woda jest bez chemii, a ujęcie położone kilkadziesiąt metrów wyżej, powoduje, że płynie ona do nas grawitacyjnie. Mieszkamy w środku lasu i jego bogactwo w postaci grzybów, ziół, śpiewu ptaków i zapachu jest na wyciągnięcie ręki. Nie odczuwamy obostrzeń i lockdown'ów - gdy wielcy tego świata decydują o zamknięciu ludzi, możemy się jeszcze bardziej skupić na pracy i wypoczynku w gospodarstwie. Widok z naszych okien sprawia w osłupienie - panorama szeroka na 180 stopni z widokiem na Jezioro Żywieckie, Beskidy, Tarty, Małą Fatrę zapiera dech w piersiach. Czasami, gdy w dolinach są mgły, a u nas słonce, wydaje się, że żyjemy w baśniowej krainie. Podobnie zimą, gdy widzimy całkowicie czarno-biały, surowy krajobraz i przez kilka tygodniu będąc w chmurach wydaje się, jakbyśmy mieszkali w Narnii odcięci od świata. Odwiedzają nas niezliczone dzikie zwierzęta, których jest co roku więcej dzięki różnorodności naszego gospodarstwa.
Staramy się również zmierzać w kierunku samowystarczalności zdrowotnej. Zarówno siebie, jak i nasze zwierzęta leczymy metodami naturalnymi. Testujemy na sobie zioła, rośliny mniej lub bardziej trujące i na wiele chorób znaleźliśmy skuteczne metody. Sprawdzamy metody utrzymania dobrej kondycji - ćwiczenia oddechowe, hartowanie. Dużą wagę przykładamy do dbałości o niezaśmiecanie umysłu i kultywowanie jego lekkości. Doceniamy zdobyczne nowoczesnej medycyny i jeśli potrzebna, to nie stronimy od nich.
Kto wie, może za kilka lat w wyniku naszej pracy będziemy się cieszyć znacznym nadmiarem plonów. Patrząc na zeszły sezon jesteśmy dobrej myśli. Nawet jeśli dziś plony wystarczają tylko dla nas i naszych znajomych, to i tak mamy sporo nadmiaru innego rodzaju. Dzielimy się doświadczeniami, popełnionymi błędami, jesteśmy mocno obecni w Sieci. Prowadzimy też warsztaty, szkolenia oraz sprzedajemy nasze usługi doradcze.
Nasze gospodarstwo nie jest dzisiaj źródłem znacznego dochodu. Utrzymujemy się z "normalnej pracy" w mieście, ale zmierzamy w tym kierunku, by z każdym rokiem być mniej zależnym od matriksowych żetonów oraz, by te konieczne żetony zarabiać dzięki gospodarstwu.
Czerpiemy wiedzę z wielu źródeł. Permakultura, holistyczne zarządzanie ziemią, rolnictwo regeneratywne to z pewnością źródła dużej inspiracji. Najbliżej nam jednak do takich pionierów naturalnego rolnictwa, jak Masanobo Fukuoka, którzy działają intuicyjnie przez głębokie połączenie z przyrodą. Uważamy, że mądrość nie bierze się z wchłaniania informacji, a często wręcz przeciwnie - z pozbywania się ich. Dlatego wolimy książki chude od przepasłych tomów. Miarą sukcesu naturalnego gospodarstwa nie są wysokie plony, czy efektywne gospodarowanie energią, a lżejsza głowa gospodarza oraz jego dobre relacje z bliskimi. Jeśli po wieloletnim gospodarowaniu zaczyna się dostrzegać w sobie więcej cech przepływu (ang. flow) zwanego również wu-wei, to znaczy, że idziemy dobrą drogą. Jeśli dostrzegamy w sobie więcej witalności, radości, zrozumienia dla innych, mniej myśli, głęboki spokój i rosnącą odwagę oraz brak wątpliwości, jeśli nasze sprawy zaczynają się same układać, a zawiłości prostować, to znak, że stosujemy odpowiednie techniki rolnicze.
Dziękuję, że nas odwiedziłaś/odwiedziłeś. Zaglądaj częściej!
Pozdrawiamy
Igor & Marzena