Spędziłem dużo czasu na czytaniu książek i szukaniu informacji o rolnictwie. Czas przejść od teorii do praktyki i przygotować grządki.
Ile ziemi potrzeba, by wyżywić jednego człowieka? W jednym z artykułów w świetnym czasopiśmie Permaculture Magazine wyczytałem, że przy przemyślanym gospodarowaniu wystarczą dwa ary, włączając w to powierzchnię przeznaczoną na uprawę „zielonego nawozu”. Mój przyjaciel, którego rodzina od wielu pokoleń prowadzi gospodarstwo twierdzi, że bezpieczniej przyjąć dziesięć arów, szczególnie, że nasza działka leży wysoko w górach.
Jeżeli chcemy codziennie jeść mięso, to konieczna jest znacznie większa przestrzeń, by zapewnić pasze dla zwierząt. Przyjmę zatem, że będę potrzebował 20 arów.
W Polsce mamy 19 milionów hektarów użytków rolnych. Pół hektara, czyli pięćdziesiąt arów na osobę. Nie jest to dużo, ale przy odpowiedniej diecie i przemyślanym gospodarowaniu możemy być w pełni suwerenni żywieniowo. To świetna wiadomość – nawet gdyby wszyscy zagraniczni partnerzy handlowi się od nas odwrócili plecami, to i tak kraj ma wystarczające zasoby. Jest jedno "ale". Zastanawiając się nad samowystarczalnością dobitnie zrozumiałem, że zapewnienie sobie wyżywienia nie wygląda na poważne wyzwanie, pod warunkiem, że będzie się przygotowanym. W ramach całego kraju z pewnością nie jesteśmy gotowi. Obecny tryb dostaw „just-in-time” póki co działa, ale jest bardzo wrażliwy na nietypowe zakłócenia. Wystarczy, by przez tydzień zabrakło prądu, a w miastach zapanowałby głód. Nasze dzieci - w ramach tzw. "postępu" - nie są już uczone w szkołach podstawowych umiejętności. Dlatego warto się przygotować i pomyśleć też o tych, którzy żyjąc w mieście nie mają możliwości uprawy roślin. Musimy mieć zapas również dla nich gdy przyjdą trudne czasy.
Niepokojąco wygląda duża ilość pól stojących odłogiem. Moja 83 letnia sąsiadka wspomina, że za Niemca czy za komuny przy każdym domu w naszej okolicy była krowa i użytkowano każdą „kępkę”. Dziś wiele łąk leży odłogiem, a większości osób „nie opłaca się” uprawiać warzyw czy hodować zwierząt. Nie łatwo będzie z dnia na dzień te ziemie przestawić na wytwarzanie żywności.
Dlatego nawet nie planując samowystarczalności żywieniowej warto przygotować się, nabrać umiejętności i mieć przygotowane podwaliny pod uprawy. Tak na wszelki wypadek. Poza tym to duża frajda.
Dwadzieścia arów ziemi to spora powierzchnia – szczególnie do przekopania sztychówką. Jednym z założeń mojej zabawy jest prostota. Postanowiłem, że nie będę kupował skomplikowanych maszyn, ani też zlecał pobliskim rolnikom prac typu oranie czy bronowanie. Jak więc przygotować ziemię do wysiewu warzyw na wiosnę?
Rozwiązanie podpowiada sama natura – choć przyznam, że nie byłem wystarczająco bystry, by to dostrzec. Oranie ziemi i przekopywanie grządek wydaje się bardzo nienaturalnym zabiegiem. Człowiek jest jedynym gatunkiem wśród milionów, który korzysta z tych metod. Las będący niezwykle skomplikowanym systemem współzależnych istot stale utrzymuje swoją żyzność bez konieczności corocznego orania. Podstawowym, corocznym zabiegiem natury jest przykrywanie ziemi opadającymi liśćmi czy złamanymi gałęziami. To samo robi łąka. Trawa rośnie, wysycha i pod ciężarem śniegu tworzy oddychającą dywan przykrywający ziemię. Tak jakby ziemia bardzo nie lubiła swojej nagości. A oranie to przecież przewracanie i obnażanie ziemi.
W ogrodnictwie przykrywanie ziemi nazywa się mulczowaniem, a przy większej skali uprawą bez orki (no till farming). Gorąco polecam prawdopodobnie najlepszą książkę dot. rolnictwa jaką przeczytałem w życiu. „Rewolucja źdźbła słomy” jest krótka, treściwa i absolutnie genialna. Autor wspomnianej książki, japoński rolnik Masanobu Fukuoka, pracował jako agrobiolog. Pewnego razu rozchorował się na ostre zapalenie płuc, które o mało nie skończyło się śmiercią. Gdy dochodził do siebie po chorobie miało miejsce zdarzenie, które zmieniło jego życie. Podczas spaceru po lesie Fukuoka usiadł na wzgórzu z widokiem na port, oparł się o drzewo i pozostał jak to określił „w dziwnym stanie zawieszenia aż do świtu, ani śpiący, ani rozbudzony”. Gdy o świcie przebudziła go przelatująca z krzykiem czapla doznał olśnienia. Zrozumiał to, co buddyści nazywają prawdziwą naturą rzeczy.
Od tego czasu Fukuoka uparcie przez 30 lat uprawiał ryż w sposób całkowicie sprzeczny wobec tradycji sięgającej tysiącleci, kierując się intuicją i obserwując przyrodę. Uprawiał pole ryżowe „na sucho” – bez zalewania, wysiewał ryż bez wstępnego przygotowywania sadzonek i okrywał pole słomą. Nie stosował żadnych środków chemicznych do zwalczania szkodników czy chwastów. Nie stosował również nawozów sztucznych. Używał kosy i kilku prostych narzędzi. Na polach nieoranych przez niego przez 25 lat z rzędu, osiągane plony były najwyższe w całej prefekturze. Co ciekawe żyzność ziemi zwiększała się z każdym rokiem. Fukuoka był pionierem nowego rolnictwa, które staje się co raz bardziej popularne. Jednym z ciekawszych stwierdzeń Fukuoki było to, że większość rolników zastanawia się co jeszcze może zrobić, by uzyskać wysokie plony. Droga Fukuoki była dokładnie przeciwna. On zastanawiał się, czego jeszcze może nie robić, by uzyskać wysokie plony. „Nie bardzo lubię słowo „praca”. Ludzkie istoty są jedynymi zwierzętami, które uważają, że powinny pracować. Sądzę, że jest to najbardziej absurdalna rzecz na świecie. Inne zwierzęta zabiegają o swoje potrzeby, po prostu żyjąc, lecz ludzie pracują jak szaleni, sądząc, że tylko to może ich utrzymać przy życiu”. Opracował więc metody wymagające znacznie mniej pracy w porównaniu z metodami powszechnie stosowanymi. Metody, których stosowanie jest życiem samym w sobie.
Ogrodnictwo dla leniwych / zagonionych propaguje również Paul Gautschi w dostępnym bezpłatnie filmie backtoedenfilm.com. Paul stosuje nieco inną technikę - używa zrębki drewniane jako mulczu. Gorąco polecam inspirujący film Paula. Do zrębek mam słaby dostęp, więc postanowiłem pozostać przy tekturze, gazetach i słomie.
Kolejnym z moich mentorów jest Sepp Holzer. Rolnik - rebeliant z Austrii, którego posiadłość - Krameterhof - rozciąga się w Alpach na wysokości pomiędzy 1100 – 1500 m. n.p.m. . Holzer w świetnej książce „Sepp Holzer’s Permaculture” szczegółowo opisuje, jak stosując metody sprzeczne z ogólnie obowiązującymi kanonami rolnictwa osiąga niewiarygodne efekty. Nasza działka leży wysoko w górach i początkowo obawiałem się, że kompletnie nie nadaje się do uprawy roślin. Wsparty wiedzą Holzera nabrałem przekonania, że działając zgodnie z naturą i w wielu przypadkach przeciwnie do zaleceń czy przepisów osiągnę świetny rezultat.
A teraz ostrzeżenie. UWAGA, rolnictwo naturalne powoduje nieodwracalne zmiany psychiczne. Posłuchajcie Paula Gautschiego, poczytajcie Seppa Holzera, o którym jest kilka filmów w sieci. Przeczytajcie genialne książki Fukuoki. Wszyscy oni mogą być uznani w dzisiejszych czasach za „nawiedzonych”. U mnie też nastąpiło skrzywienie psychiczne. Bliższy kontakt z naturą uzmysławia jak bardzo prymitywne są nasze technologie i sposoby myślenia. Jak wielka jest nasza arogancja i ignorancja. Jak wielkim darem jest życie na naszej planecie. Żeby nie było, że nie ostrzegałem J. Kontakt z naturą pozwala również docenić jak cenne jest jedzenie, które codziennie spożywamy, często nie myśląc o posiłku, błądząc myślami w przeszłości lub przyszłości.
W kolejnym wpisie będzie fotorelacja z przygotowań mojej pierwszej „produkcyjnej” grządki. Wcześniej eksperymentowałem z małą „pilotażową”, by nabrać wprawy. Jak widać na zdjęciu ostatni wysiew rzodkiewki chyba już w tym roku nie dojrzeje ale ogólnie grządka eksperymentalna sprawdziła się w pierwszym sezonie świetnie.
Proszę o komentarze, uwagi, podpowiedzi. Jeśli coś źle zaplanuję, a Wy nie sprostujecie mnie to umrę z głodu J.
Projekt "Przez rok nie kupię jedzenia" jest już historią. Jego kontynuacją jest Akademia Przyziemnych Umiejętności - miejsce, w którym właśnie jesteś. Poza Akademią w ramach ClearMind.pl dbam o dobrostan mentalnym pracowników firm oraz rozwijam kreator stron internetowych Najszybsza.pl. Miło mi będzie jeśli odwiedzisz te projekty!