Ziemniaki uprawiane pod słomą okazały się sukcesem rolniczym tego roku. Ze wszystkich stosowanych przeze mnie metod i technik ta jest prawdopodobnie najkorzystniejsza energetycznie. 50 kg ziemniaków sadzeniaków posadziłem w mniej więcej półtorej godziny. Nie wiem jeszcze jaki jest plon z tej uprawy, więc na ostateczną ocenę muszę poczekać, ale wstępnie wygląda, że będzie sporo cennego jedzenia na jesień i część zimy. Wkładając dość niewiele kalorii dostałem spory zapas energii, witamin, smaku i przyjemności przebywania w ogrodzie.
Zalety ziemniaków szybko doceniłem eksperymentując z niezależnością żywieniową. Z wszystkich dostępnych mi roślin ta najlepiej zapewniała sytość. Można zjadać kilogramy sałaty, dzikich ziół czy cukinii, ale człowiek cały czas traci wagę i nie osiąga sytości. Po 3 tygodniach jedzenia zielska talerz ziemniaków smakował anielsko. Nic dziwnego, że przez wieki były one podstawą wyżywienia.
Opisana metoda nie wymaga orania lub przekopania pola. Sądzę, że ręczne przygotowanie tradycyjnego pola ziemniaczanego tej samej powierzchni zajęłoby mi kilkanaście godzin ciężkiej pracy.
Metoda jest prosta. Bezpośrednio na łąkę / trawnik rozkładam gazety lub karton. Ta warstwa jest barierą dla niepożądanych roślin. Na papierową warstwę rozkładam sadzeniaki ziemniaków – czyli po prostu ziemniaki przechowane przez zimę. Stosowałem ok. 30 – 40 cm odstępy. Na ziemniaki luźno rozrzuciłem grubą, ok. 30 cm warstwę słomy. To wszystko. Nie podlewałem i nie nawoziłem. Nawet w najbardziej suche dni pod grubą warstwą słomy było wilgotno, a powoli rozkładający się mulcz okrywający uprawy użyźniał ziemię i dawał dobre warunki dla rozwoju korzystnych żyjątek.
Spróbowałem też rozrzucenie ziemniaków bezpośrednio na trawnik i przykrycie ich słomą. Nie widzę wyraźnej różnicy w porównaniu z dodaną warstwą papieru. Można więc uprawę jeszcze uprościć i zrezygnować z kartonu lub gazet.
Zbiór ziemniaków jest równie prosty jak ich sadzenie. Wystarczy rozgarnąć słomę i pozbierać ziemniaki. Niektóre bulwy są pod ziemią ale można się do nich dokopać bez użycia narzędzi.
Nie zauważyłem zazielenienia ziemniaków, co oznacza, że warstwa słomy była wystarczająco gruba i chroniła bulwy przed słońcem.
Próbuję stosować metody nie wymagające „brutalnego” przetwarzania ziemi – orania czy przekopywania, czyli uprawę bezorkową (ang. no till). Chciałbym, by wypracowane przeze mnie metody nadawały się dla zapracowanych ludzi, którzy uprawiają własne jedzenie po godzinach. Odrzucam więc metody zużywające duże ilości energii – czy to własnej energii fizycznej potrzebnej do przekopania pola czy grządek, czy też energii zmagazynowanej w formie pieniędzy potrzebnych na zakup czy dzierżawę ciągnika. W przypadku ziemniaków metoda się dobrze sprawdziła w tym roku.
Najtrudniejszy jest pierwszy rok przestawienia się na uprawę bezorkową. Trzeba się zmierzyć z dość mocno zbitą ziemią oraz tzw. chwastami. Być może więc w przyszłym roku pokuszę się na jednorazowe przeoranie pola pod zboża. W kolejnych latach dokładanie na powierzchnię warstwy mulczu oraz odpowiednie wysiewanie zielonego nawozu powinno umożliwić mi docelowe przejście na uprawę bez orki. Metody te stosowali i opisywali Faulkner ("The Plowman's Folly") oraz Fukuoka ("Rewolucja źdźbła słomy"). Metodę taką stosuje przede wszystkim sama natura pokrywając ziemię opadającymi liśćmi, czy wyschniętą trawą.
Jakie są wady słomianej metody? Sporo ziemniaków zjadły mi gryzonie. Może nornice – nie znam się. Być może w słomie jest im łatwiej buszować niż pod ziemią. Dostają posiłek na tacy. Drugą wadą jest sama słoma - trzeba ją mieć. Ja przez sezon zużyłem ok. 3 dużych balotów (duże, ciężkie wałki) na wszystkie moje uprawy. Gdy się ma odpowiedni samochód lub przyczepę to przywiezienie takiej ilości słomy nie jest problemem i nie jest też zbytnio kosztowne. Liczę, że wysiewając zboża w przyszłym roku będę miał własną słomę – przynajmniej w części zaspokajającą potrzeby.
No i najważniejsze – własne ziemniaki, tak jak wszystkie własnoręczne uprawy są pyszne, a widok małych dzieci odkrywających, że ziemniaki nie biorą się z supermarketu jest bezcenny. Wyjścia na poszukiwanie ziemniaków z naszymi maluchami to duża radość, która dodatkowo poprawia smak obiadu 😀.
(Te nadgryzione po prawej smakowały nornicom, czy innym gryzoniom)
Projekt "Przez rok nie kupię jedzenia", z którego pochodzi ten wpis jest już historią. Jego kontynuacją jest Akademia Przyziemnych Umiejętności - miejsce, w którym właśnie jesteś. Poza Akademią w ramach ClearMind.pl dbam o dobrostan mentalnym pracowników firm oraz rozwijam kreator stron internetowych Najszybsza.pl. Miło mi będzie jeśli odwiedzisz te projekty!